Panowie dwaj naparli na parlament. Nie sami, oczywiście, bo byłby to napór skazany na 1000-procentową porażkę. Chcieli być cwani, umówili się więc z kumpelkami i kumplami, że spróbują schować się wśród nich.
Ciekawe, czy liczyli na to, że tak „ukryci” pozostaną niezauważeni przez innych posłów, straż sejmową i dziennikarzy? A może należą do grupy wyznawców teorii, że zawiązanie sobie czerwonej nitki w odpowiednim miejscu czyni niewidzialnym? Trzeba by tylko sprawdzić, czy faktycznie mieli czerwone nitki… Bo jeśli nie, to należałoby uznać, że sądzą, iż faktycznie niemal dwa tygodnie głodowali i z powodu tego głodowania zanikli.
Głupie to, prawda? Jak zachowanie chłopców w krótkich majteczkach, którzy biją się w piaskownicy, bo jedna grupa twierdzi, że wiaderko i łopatka jest jej, choć chwilę wcześniej przyszła z nimi do piaskownicy druga grupa chłopców.
Skąd takie skojarzenie? Bo ludzie dorośli – nawet jeśli w dzieciństwie rozwiązywali problemy kłamiąc lub wdając się w bójki – w dorosłym życiu już tak nie postępują. Chyba, że dorośli, ale nie dojrzeli. Jak Pierwszy Sekretarz, który bez mrugnięcia okiem kłamie dziś przy okazji każdej publicznej wypowiedzi. Za mocno? Niesprawiedliwie? No to to rozkmińmy. Mówi prawdę? Nie. Jest inteligentny? Nie znam go, ale się wypowiem – podobno tak. A jeśli tak, to jednak wie, że białe jest białe, a czarne jest czarne, wie, co robił przez ostatnie lata wraz ze swymi poddanymi i rozumie, jakie są tego skutki. A skoro mówi coś innego, to znaczy, że kłamie. A jeśli kłamie – to po co? Co chce przez to osiągnąć? Mam tylko jeden pomysł – chodzi o władzę. Ukochaną, utraconą…
Tymczasem podwładni Pierwszego Sekretarza – by spróbować przykryć to, co dzieje się na parlamentarnej sali obrad i w rozmaitych salach zajmowanych przez komisje do spraw pieniężno-stołkowych afer – zaprezentowali nam Misia Tobisia. Kandydata na prezydenta Stolicy i kandydata na następcę Narciarza. PiSowskiego, oczywiście. No i rozpoczęła się dyskusja, w której jednej opcji nikt nie bierze pod uwagę – że PiS nie dotrwa do czasu wyborów. Bo może nie dotrwać, uważam. Jeśli już nie coś innego, to rozpęknąć je mogą podsłuchy. Skrzydlaty Koń, gościć miał bowiem nie tylko w telefonach dawnej opozycji, ale i u wiernych poddanych sekretarza – jasne, nikt z nich oficjalnie się z tego tytułu nie oburzył, ale co pomyślał?