Pretensje do peronu

Okupacja mediów, jak można się domyślać, samodzielnie wygasa, bo – wbrew oczekiwaniom okupujących – nie przypuszczono na nich szturmu. Sylwester i nowy rok minęły przez to bezbarwnie. No prawie. Prawie, bo wypowiedział się Komik, niegdyś kandydat na prezydenta. Nawet nie chce mi się przytaczać bzdur, które z siebie wykrztusił. Kolejny, któremu peron odjechał i który ma w związku z tym pretensje do peronu. I odjazd, i bezdennie głupio ulokowane pretensje były w jego przypadku widoczne zresztą już dużo wcześniej.

Brązowy natomiast – zamiast zaszyć się w jakiejś czarnej dziurze, skoro nie posypał głowy popiołem (tylko proszkiem z gaśnicy) i nie przeprosił nas wszystkich za to, że istnieje – pojawił się u Generalskiej Córeczki, która uznała, że jego występ to dowód pluralizmu jej medium, czy jakoś tak. Uwierzę, że w to wierzy, gdy zaprosi i przepyta Pierwszego Sekretarza i pozwoli mu powtórzyć wszystkie te złe rzeczy, które mówił o jej ojcu.

Córeczka straciła po tej rozmowie prace (więcej niż jedną), więc w konsekwencji – pomijając kwestię, że żaden przyzwoity dziennikarz nie byłby w tym momencie ciekawy, co też Brązowy chciałby powiedzieć – zapłaciła i za swoją niefrasobliwość w doborze rozmówcy, i za Brązowego. I być może wpadnie przez to w brązowy nurt. Wyznawcy Brązowego chyba mocno na to liczą, sądząc po komentarzach pod rozmową. Córeczka, tak jak Brązowy, jest dziś według nich wzorcem dziennikarstwa. Lata funkcjonowania mediów rzekomo publicznych mają swoje konsekwencje…

Zmarł 23-latek, wcześniej zatrzymany przez policję. Za co, po co? Nie wiadomo. Co z nim się działo na policji – też nie. Są jednak zdjęcia, zrobiła je rodzina, nieświadoma zagrożenia, gdy wrócił do domu.  Widać na nich obitą, spuchniętą twarz, podrapane kolana, dziwne ślady na rękach, identyfikowane jako przypalenia papierosami… Następnego dnia młody mężczyzna już nie żył.

Gdzie indziej policjanci wywieźli nietrzeźwego i awanturującego się 72-latka do lasu. Jedna z telewizji pokazała na mapie, skąd wyruszyli w tę podróż, jaką trasę pokonali i gdzie dotarli. Mężczyznę uratował myśliwy. Co by się stało, gdyby akurat tamtędy nie przechodził?

Tymczasem sprawa Wąska i Kamyka nabiera rumieńców nie tyle z dnia na dzień, co z godziny na godzinę lub nawet – z minuty na minutę. Pojawiają się kolejne doniesienia z sejmu, sądu i rozmaite komentarze polityków, prawników, socjologów. A powinien w końcu wypowiedzieć się jakiś psychoterapeuta, tyle, że psychoterapeuci nie wypowiadają się raczej bez dogłębnego zapoznania się z tematem, a gdy już to zrobią – nie wypowiadają się wcale, bo takie są wymogi etyczne ich zawodu. Za to politycy, czasem też prawnicy i socjologowie, mówią wiele. A media, niestety, z jakiegoś powodu zestawiają niemające podstaw w prawie wypowiedzi polityków z głosami prawników, odwołujących się do konkretnych przepisów. Powielają więc schemat funkcjonujący w Ojczyźnie od lat kilkunastu, że nie ważne, czy ktoś mówi z sensem, czy bez sensu, ważne że mówi. Bo redaktorzy, w imię pluralizmu, oczekują równych spojrzeń na sporne kwestie. Tyle, że czasem kwestie wcale nie są sporne, tylko chce się je takimi widzieć, w dowód rzekomego obiektywizmu.

Tymczasem telewizja Rebelia, wbrew politycznym hasłom Pierwszego Sekretarza, przyjmuje uchodźców. Co gorsza – uchodźców ekonomicznych. Tych, których nikt z „ojczyzny” nie wyrzucał, których nikt w niej nie wsadzał do więzienia – oni opuścili swoją „ojczyznę”, czyli telewizję niegdyś publiczną czasem dobrowolnie (jak Danka), czasem pod przymusem (czyli otrzymując zwolnienie), ale nikt nikomu nie założył przy tym kajdanek, nikt nie eskortował w towarzystwie uzbrojonych po zęby funkcjonariuszy do granic „ojczyzny”. W telewizji Rebelia stawili się więc jako wolni ludzie, uchodźcy ekonomiczni, dla których ważne jest to, by dalej mieli gdzie zarabiać. Na chleb, omastę i parę innych rzeczy, do na coś trzeba było przecież wydawać 50, 100 czy 180 tysięcy miesięcznie. Uchodźcy z telewizji, w ich czasach niegdyś publicznej, są więc uchodźcami ekonomicznymi, a Rebelia ich nie potępia. Więcej, przygarniając ich wyrzuciła z dotychczasowych posad swych własnych obywateli. Odebrała im te posady, by uchodźcom nie zabrakło chleba, omasty i paru innych rzeczy. Teraz jednak się głowi, jak ich utrzymać. Danka, doniosły różne media (nie Rebelii nie zamierzam oglądać, więc znam to jedynie z przekazu), zaczęła więc błagać o datki. Na Rebelię, głównie jednak pewnie na siebie i swoich sprawdzonych towarzyszy. Bo Rebelia, nie udźwignie ciężaru jej i jej towarzyszy wynagrodzeń, zwłaszcza, że zaczęli się z niej rakiem wycofywać reklamodawcy. To ich reakcja na słowa Komika, a potem Towarzysza Redaktora i jeszcze jednego orła – antysemickie, antyemigranckie, antyludzkie.

Rebelia zareagowała na odpływ reklamodawców nerwowo, bo bez nich jest dziś całkiem goła – kroplówka z budżetu Ojczyzny została przecież odcięta. Jednej z tych firm zarzucono, że miał ją utworzyć ktoś z nazistowskimi poglądami… Potem zeszła lawina. Porzucenie Rebelii deklarowały kolejne firmy, tak wiele, że trudno założyć, by ktoś jej jeszcze zechciał płacić za reklamy. Przy okazji wyszło jednak na jaw, że reklamy szeregu firm pojawiały się w Rebelii, nie dlatego, że te podpisały z Rebelią jakąś umowę, tylko dlatego, że podpisały ją z zupełnie kimś innym. Z kimś, kto działał w imieniu pewnej prywatnej telewizji, która przez osiem ostatnich lat (znów Broszka) chciała uchodzić za najbardziej obiektywną, niezaangażowaną politycznie. Teraz wyszło na jaw, że wspierała w pewien sposób Rebelię – wspierała ją umieszczając ją w swoim reklamowym pakiecie. Bo być może niewielu chciałoby się w Rebelii z własnej woli reklamować, ale skoro Rebelia była w pakiecie, to czemu nie skorzystać?