Patusy

Bardzo poważnie. Dwaj młodzieńcy, z których jeden wygląda jak dziecko, upili czternastoletnią dziewczynę, podali jej do wciągania proszek do prania i wszystko to nadawali na żywo przez internet. Jak łatwo się domyślić, dziewczyna była w stanie zagrażającym jej zdrowiu lub nawet życiu, co młodzieńcy doskonale rozumieli. Ale nadal wszystko puszczali w świat.

Zareagowała kobieca aktywistka i właściciel mieszkania, które wypożyczyli młodzieńcy. Pierwsza wszczęła alarm, drugi wyrzucił patusów na zbity pysk, ratując dziewczynę. Na tym się historia, niestety nie skończyła. Młodzieńcy następnego dnia urządzili podobny spektakl w kolejnym mieszkaniu. Rozbili dziewczynie na głowie butelkę, rozcinając skórę. Wtedy chyba wreszcie zrozumieli, że istnieje coś takiego jak prawo, więc postanowili szukać pomocy. Pomóc im miał prokurator, wujek jednego z nich, wskazany z imienia i nazwiska oraz z jednostki, w której jest zatrudniony. Wujek radę miał mieć prostą: uciekajcie. Posłuchali. Ponoć. Bo na razie nie wiadomo, gdzie są. W filmiku, w którym obśmiewają polski wymiar sprawiedliwości, ten o twarzy dziecka stwierdził, że są na Malediwach, ale może też proszek do prania wciągał, więc nie odróżnia Malediwów od Egiptu, jak podpowiedzieli internauci, którzy skrupulatnie filmik obejrzeli i zrecenzowali. Zareagowała też prokuratura. Zaprzeczyła, że prokurator o wspomnianym nazwisku jest wujkiem jednego z patusów. W jej ocenie młodzieniec wymyślił sobie wujka, przeglądając listę prokuratorów dostępną w internecie. Może błądzę, a jeśli błądzę, to odszczekam (do czego zaraz przejdziemy), ale zajrzałam na tę listę i prokuratora o wskazanym nazwisku na niej nie znalazłam. I teraz nie wiem. Nie było go na niej nigdy, więc młodzieńcy nie mogli tego nazwiska z niej zaczerpnąć? Zostało usunięte po skandalu z patusami? A może to faktycznie ja błądzę, bo przejrzałam nie tę listę, co trzeba? Ale jeśli znalezienie tego nazwiska lub właściwej listy wcale nie jest takie łatwe, a wujek nie jest wujkiem, jak wpadło na nazwisko nieznanego im prokuratora dwóch patusów? I po co w ogóle mieliby coś pisać o jakimś wujku prokuratorze, zamiast brać nogi za pas?

Na razie pozostanę z tymi pytaniami, choć nie tylko z nimi. Mam jeszcze jedno: czy ktokolwiek jest w stanie uwierzyć dziś oświadczeniom przedstawiciela prokuratury, że wujek nie jest wujkiem. Dosłownie kilka tygodni temu, w sprawie wypadku na A1, przedstawiciel policji przekonywał przecież najpierw, że sprawca śmierci trojga osób nie ma brata w policji, co miało dowodzić rzetelności działań policji w tej sprawie, podczas gdy kilka dni później okazało się, że sprawca ma w służbach mundurowych jednak kogoś bliskiego. Nie brata, ale stryja, wujka czy kuzyna…

I jeszcze dwie inne, równie poważne informacje odnośnie stosunku mężczyzn do kobiet, chłopców do dziewcząt. Tym razem z nieodległego świata. We Włoszech młody chłopak zamordował swoją dziewczynę. Dwudziestodwulatkę, która miała kilka dni później odebrać dyplom ukończenia studiów. Ale się pokłócili. Więc on ją zamordował, a potem uciekł. Wpadł, bo na stacji benzynowej zapłacił banknotem umazanym krwią. Ujawniono wtedy, że to już 106 kobieta zamordowana w tym roku we Włoszech. Połowa z nich zginęła prawdopodobnie z ręki aktualnego bądź byłego partnera.

Ta zbrodnia wywołała protesty. Zaczęto mówić o włoskiej patriarchalnej kulturze przemocy i kontroli nad kobietami, wskutek której niebezpieczne zachowania mężczyzn uznawane są za normalne.

Natomiast w Hiszpanii zaczął działać system udostępniający kobietom informacje o przypadkach przemocy, których dopuścili się mieszkający z nimi mężczyźni. Przepisy w tej sprawie przyjęte zostały w lutym bieżącego roku. Efekt? 7076 kobiet poinformowanych przez policję, że ich domownicy dopuszczali się przemocy wobec swych partnerek. A wszystko dla zmniejszenia skali przemocy domowej w rodzinach – w ciągu ostatnich dwudziestu lat w jej skutek zginęło 1237 kobiet. W bieżącym roku, do listopada – 52.

I jeszcze wróćmy do kwestii odszczekiwania. Jeden przedstawiciel wymiaru sprawiedliwości, który znalazł się w neo-KRS, właśnie przekształcanej na powrót w legalną KRS, był uprzejmy podczas posiedzenia tej rady powiedzieć do posłanki prawniczki, że zmusi ją do odszczekania jej słów. Wcześniej znany był między innymi z tego, że publicznie podarł dokument przedstawiony mu przez sędziów, prezentując swoją arogancję. Posłanka poczuła się zagrożona, więc wezwała policję (bo przewodnicząca neo-KRS nie widziała powodu) i zgłosiła sprawę do prokuratury. Efekt? Dyskusja o reakcji posłanki, o tym, czy aby nie była nadmiarowa. Czy nie chciała przy tej okazji błysnąć w mediach… No nie. Pani posłanka nie musi błyskać ani błyszczeć cudzą agresją. Bez tego jest znana. Bardziej niż agresor. Pokazała jednak, że trzeba skończyć z bezkarnością i poczuciem bezkarności takich, jak on.