Gdyby 13 listopada był piątek, na coś można by to jeszcze zwalić. Na zły los, karmę, siły nadprzyrodzone, na cokolwiek. Ale był poniedziałek. Posiedzenie nowego sejmu, wybór marszałka, wicemarszałków i tym podobne sprawy.

Narciarz był uprzejmy wystąpić w związku z tym przed sejmem i domagać się w imieniu Pieniędzy i Stołków fotela wicemarszałka dla Marszałkini Reasumpcji, mimo że ona, zasiadając wcześniej na fotelu marszałka, co najmniej kilkakrotnie łamała prawo. Narciarz wołał jednak o wzajemny szacunek, a potem żądał spełnienia obietnic wyborczych przez stronę demokratyczną, której wraz z całym PiS władzy przekazać nie chce. Nawet mu powieka nie drgnęła gdy stwierdził, że oczekuje spełnienia tych obietnic, pomimo że zamierza torpedować vetami projekty opozycji.

Coś tam jeszcze wspomniał o bezczynności, braku ambicji i podporządkowywaniu się. Oczywiście, w odniesieniu do wciąż jeszcze opozycji. W psychologii odnaleźć można klucz do tego frazesu – to projekcja, przypisywanie innym swoich wad, pomawianie innych o swoje występki i winy. W świetle swych słów Narciarz powinien więc powiedzieć, co z jego obietnicą, że jeśli w ciągu pierwszych stu dni swojego narciarzowania nie załatwi problemów frankowiczów, to poda się do dymisji. A Morawiecki, wraz z Pieniędzmi i Stołkami, powinien natychmiast wyjaśnić, co z milionem elektrycznych aut, co z tanimi mieszkaniami, rozwojem przemysłu stoczniowego, elektrownią w Ostrołęce, co z uczciwością, szacunkiem itd. Aż nie chce się wymieniać.

Pomimo tego, teraz powinno być łatwiej. Mamy nowy parlament i wizję nowego rządu – niematełuszkowatego. Każdy kolejny wydaje się być z założenia lepszy niż ten odchodzący w niebyt. Ale łatwiej nie jest i na razie nie będzie. Pieniądze i Stołki – w zależności od tego, kto na ten temat się wypowiada i pomijając nie trzymające się kupy wynurzenia przedstawicieli odchodzącej władzy, dostrzegających rzekomo światełko w tunelu, czyli szansę na stworzenie rządu przez Morawieckiego – starają się jeszcze na ostatnią chwilę nachapać, zawrzeć dodatkowe deale, ogłosić, przeprowadzić i rozstrzygnąć kolejne konkursy na grubą kasę lub zwyczajnie trwają w powyborczym amoku nie wiedząc, co ze sobą począć. Kurczowo trzymają się w każdym razie stołków i udają, że coś tam robią, jako ministrowie, wiceministrowie, doradcy, prezesi, wiceprezesi, dyrektorzy i cholera wie, kto jeszcze.

Narciarz nie powierzył zadania tworzenia rządu Tuskowi, czym ułatwił Pieniądzom i Stołkom takie właśnie postępowanie. I dalsze chapanie, i trwanie w amoku, do wyboru. I robiąc groźne lub uśmiechnięte miny próbował swoją postawę uzasadnić. Było trochę o matematyce, ale też o braku pewności, kto rzeczywiście może stworzyć rząd. Nie pomogły Narciarzowi nawet fakty. To, że Morawiecki miota się po politycznej scenie to pohukując, to łasząc się do wszystkich wkoło. Nawet to, że okazał się zwolennikiem tak zwanego kompromisu aborcyjnego, który zerwała jego partia. Nawet to, że zmieniły mu się tembr głosu i mimika, ujawniając jego własny brak przekonania do tez, które wygłasza.

W połowie listopada, czyli od miesiąca, nie mieliśmy w każdym razie rządu. Tylko pełniących obowiązki, zajętych szorowaniem kuwet. W sejmie obserwowaliśmy obstrukcję wszelkich działań i różne dziwy. Na przykład wystającego zza stołu prezydialnego jednie czubkiem głowy Pierwszego Sekretarza,  chcącego zabrać głos jak do tej pory, bez trybu. I przedstawiającego się jako wicepremier, choć jest tylko pełniącym takie obowiązki, bez nadziei na kontynuację swej misji – zaproszenia do kolejnego rządu Morawieckiego, jak sam przyznał, nie otrzymał. Widzieliśmy też Zero Miękiszona, który czerwieniąc się wołał „konstytucja”. Aż jakiś memotwórca ubrał go w koszulkę z tym słowem. Ktoś zatroszczył się więc o jego ubranie, a powinien o zdrowie. Purpurowe lico p.o. ministra zdradzało bowiem wysokie ciśnienie, może nawet tak wysokie, że ktoś powinien go odwieźć do szpitala. Zero Miękiszon nie ma jednak przyjaciół w sejmie, więc nikt mu nie pomógł. Mogliśmy przez to oglądać spektakl histerycznego śmiechu i innych demonicznych odgłosów, których nadawanie przez telewizję powinno być poprzedzone informacją, że jest to audycja dla osób 18+, a i to wyłącznie pod warunkiem, że potencjalni oglądający nie miewają po oglądaniu horrorów ataków lęku lub paniki. Wcześniej podobną furią publicznie wykazał się też Pierwszy Sekretarz, demolując wieniec złożony pod pomnikiem smoleńskim. Było to jeszcze w październiku, a sekretarz przedstawiał się wtedy tytułem wiceprezydenta… Teraz w tę rolę wcielił się niejaki Mastalerek, którego Pierwszy Sekretarz ponoć szczerze nie cierpi. Czyli Mastalerek wygryzł sekretarza? Tylko prezydent wciąż ten sam…

Wróćmy jednak do Morawieckiego. W połowie czasu, który dostał na stworzenie rządu, Morawiecki zapowiedział, że zaprosi do negocjacji aktualną wciąż jeszcze opozycję. Bo postanowił realizować jej obietnice wyborcze. Ale jednocześnie, wygrażając opozycji palcem zapowiedział jak Narciarz, że oczekuje, iż ona sama zrealizuje swoje obietnice… Nie uściślił, czy chciałby, żeby zrobiła to natychmiast, pozostając w opozycji, czy pozwoli jej łaskawie przejąć władzę i wtedy będzie ją rozliczał. Skracając – postanowił wykraść w programów opozycji co lepsze kąski i zachęcać swych wrogów do tego, by realizowali je pod jego auspicjami. To nie świadczy o sile jego umysłu. Czyniąc z przeciwników politycznych wrogów, obrażając ich i kpiąc z nich przez ostatnie lata oraz stawiając im bezpodstawnie rozmaite zarzuty i pegazując ich, nie zasłużył na wiele. A już na pewno nie na to, by autoryzowali jego klecony byle jak gabinecik.