Niema kandydatka

Nie wierzyłam, musiałam sprawdzić. Ale to była prawda. Żartem można by stwierdzić, że to przednia historia. Podchodząc do tematu poważnie – że dramatyczna.

Kandydatka na posłankę została zaproszona do radia. Przyszła, ale partnerem. Co samo w sobie było zdumiewające, bo partner do radia nie był zaproszony. Ale jakoś tak zamotali, że oboje weszli do studia. Potem było jak u Hitchcocka, tylko nie coraz straszniej, ale coraz dziwniej. Zaproszona na rozmowę kandydatka na posłankę się niemal nie odzywała, za to jej partner odpowiadał na każdy temat. Wyglądało to tak dziwnie, brzmiało tak dziwnie, że wiele mediów natychmiast napisało o tej rozmowie. Weszłam więc na FB, by czegoś dowiedzieć się o kandydatce. Nie ja jedna, jak sądzę. Najpierw znalazłam konto właściwej kandydatki. Właściwej, podkreślam, bo zdjęcie się zgadzało, bo zgadzały się informacje o kandydatce i było tam nawet coś tam o kandydowaniu. Filmik, który jednak kojarzył się raczej z wyborami miss Radlina, nie parlamentarnymi. Choć może nie mam racji, bo oglądałam to wszystko w pięknych okolicznościach przyrody, na telefonie, który złośliwie to co najważniejsze ukrył przede mną. Może i jeśli tak – przepraszam. Skąd te wątpliwości i przeprosiny? Stąd, że gdy dwie – trzy godziny później usiadłam do komputera, by napisać o sprawie i odpaliłam ponownie FB. A wtedy konto było już zupełnie inne. Rzekomo dwutygodniowe, oficjalne, wyborcze. I kandydatka nie była już księgową, a konsultantem biznesowym, z zawrotną liczbą spotkań, jak na dwanaście czy trzynaście dni. I to jakich spotkań! Jednego dnia z eks-wicepremierem, kolejnego eks-premierką i bieżącym wiceministrem… Po co kandydatka spotkała się z eks-wicepremierem, nie zdradziła, za to zdjęciom z kolejnymi notablami towarzyszą opisy. Dzięki temu wiadomo, że z eks-premierką kandydatka rozmawiała o sytuacji rodzin w Polsce, a wiceminister (ponieważ bezpieczeństwo Polaków jest dla kandydatki ważne) zapewnił ją o stałym monitoringu granic pod kątem bezpieczeństwa. Bo to Tusk, gdyby jeszcze ktoś nie skumał, chciał wpuszczać imigrantów do Polski, a obecny chroni nas przed nimi. Następny filmik na profilu kandydatki to więc filmik z Lampeduzy… Potem było jeszcze spotkanie w żłobku i z dyrektor świetlicy środowiskowej oraz wizyta w skarbówce. Co napisała o niej księgowa, wróć – konsultantka biznesowa, która obyta powinna być chyba z tym urzędem? Napisała, że nie sądziła, iż wyjdzie w tej instytucji z uśmiechem na ustach. I jeszcze, że była zaskoczona tym, jak w ciągu lat urząd ten się zmienił… To znaczy, że tam nie bywa zbyt często, jak sądzę. I tu mam problem – bo jak to możliwe być księgową, główną nawet, i nie mieć styczności z urzędem skarbowym?

Najlepsze są jednak komentarze pod tymi postami. To one dowodzą, że nie tylko ja zainteresowałam się kandydatką. Z większości z nich wynikało – na moment, w którym zajrzałam na ten profil (żeby nie było, że ktoś zajrzał później, a tam dziesiątki komentarzy i wszystkie przemiłe) – że ich autorzy postanowili przyjrzeć się kandydatce właśnie z powodu jej radiowego występu. I tu wezmę ją w obronę, bo seksistowskie były i zwyczajnie, po ludzko złośliwe. Na przykład: Ładna, nie za dużo mówi. Chłop ma szczęście… Kolejny: Ci emigranci (powinno być imigranci) lepiej się wysławiają niż niejeden pisior. I jeszcze jeden: Mówi, a jakby milczała. I kolejny, o spotkaniu w świetlicy środowiskowej: Rozmawiałyście??? Czy to był monolog pani dyrektor???

I wtedy tym bardziej żal mi się zrobiło kandydatki. Naprawdę.