Tak rozmawia się z blondynką

Jedna pani powiedziała drugiej pani: Tak się rozmawia z blondynką. Nic szczególnego, w sumie. Problem w tym, że pani, która to powiedziała i pani, do której to powiedziała, to polityczki. I, że wypowiedź padła publicznie.

Pierwsza z tych pań jest początkującą, słabo rozpoznawalną polityczką, druga – ma ugruntowaną pozycję. Pierwsza, reprezentuje tę stronę mocy, która nienawidzi kobiet, druga tę, w której kobiety mają coś do powiedzenia. Więcej, która jako do tej pory jedyna zastosowała suwak na listach wyborczych. Pierwsza, a jakże, z krzyżem na szyi, bo bardzo chrześcijańska jest, przepełniona miłością do innych ludzi. „Będziesz miłował Pana Boga twego z całego serca swego, z całej duszy swojej i ze wszystkich myśli swoich, a bliźniego swego jak siebie samego” – ktoś jeszcze pamięta to przykazanie? Przykazanie nad przykazaniami, ważniejsze od innych. Szczególnie od „Ani żadnej rzeczy, która jego jest”. Brzmi bez sensu, co rodzi podejrzenie, że ktoś przy nim majstrował. A skoro majstrował i to nieudacznie, więc to chyba jednak człowiek… Można tę myśl rozwijać twórczo (jest na przykład koncepcja, że brakujące przykazanie dotyczyło ekologii, ale było niezrozumiałe dla skryby), jednak skupmy się na miłości bliźniego.

Początkująca polityczka z krzyżem na szyi, musiała poczuć, że brakuje je argumentów, skoro sięgnęła po blondynkę. Okazała słabość, ale chyba nawet tego nie zrozumiała. Pojechała po bandzie, bo tak podpowiadała jej intuicja – widać intuicja czasami zawodzi. Ale pojechała, bo emocje podpowiedziały jej, że tak walczy się o zauważalność. Że wyborcy jej partyjki akurat takie wypowiedzi lubią. Niemerytoryczne, zaczepne – delikatnie rzecz ujmując, a chamskie – mówiąc wprost. I taka też była odpowiedź: Partyjka pani początkującej polityczki jest brunatna, a jaj zachowanie było czystym chamstwem. Surowe, w punkt, ale potem jeszcze mocniej: Odbieranie kobietom praw, oprawianie ich w stereotypowe ramy, pochwała pogardy i przemocy – to wasza prawdziwa twarz…

To, oczywiście, tylko jeden z przykładów pogardy dla kobiet. W tym konkretnym przypadku tej najpodlejszej, bo wyrażanej przez kobiety. Przez te, które czują się od innych kobiet lepsze, ważniejsze. Które znalazły dla siebie miejsce w partyjce, która nienawidzi kobiet i ją w ten sposób legitymizują. Które potrafią opowiadać, że wolą pracować z facetami, bo z nimi to jednak wszystko idzie sprawnie, lepiej i tak dalej. Bo faceci – w domyśle – sprawniej i lepiej pracują? A kobiety mniej sprawnie, gorzej?

Ta partyjka zaflirtowała ostatnio – szukając jakiegokolwiek sposobu na drgnięcie w sondażach – nie tylko z kandydatką. Także spotykając się z fundacją, która chce pozbawić kobiet praw wyborczych. Bo kobieta to część dobytku mężczyzny, czyli wyrób człowiekopodobny, ale jednak chyba nie człowiek. Element żywego inwentarza, no, może odrobinę różniący się od zwierząt. Tak sobie panowie dywagowali w miłej, męskiej atmosferze.

Pewnie nie rozumieli, że wypowiadając tego typu kwestie mówią nie tylko o swoich żonach i kochankach, ale także matkach, babkach, ciotkach, siostrach, córkach. O kobietach, które kochają lub przynajmniej powinni kochać. Bo chyba nawet w tej partyjce są faceci, którzy kochają swoje matki, babki, córki… Bo żon i kochanek, faktycznie, kochać wcale nie muszą. Bo żony i kochanki wcale nie muszą ich kochać.